Dystans93.25 km Czas07:21 Vśrednia12.69 km/h VMAX67.85 km/h Podjazdy3129 m
Dzień 17: Kamperomachia

 Przekonany o tym, że kamperowe tsunami już opadło, wstaję wcześnie rano, zjeżdżam do Luz-Saint-Seuveur i… ponownie trafiam na nieustający potok kamperów spływających z Tourmalet… Minęło jakieś 15 godzin od zakończenia etapu TdF, ale kampery (na szczęście, na przeciwległym pasie) spływają wciąż jak magma: wolno, ale konsekwentnie. Na potężnych parkingach i wszędzie gdzie się da, na poboczu szosy, wciąż jeszcze stoi ich wiele.

 Takiej liczby rowerzystów na pojeździe nie widziałem jeszcze nigdy. Nigdy nie zostałem też tyle razy wyprzedzony. Początek podjazdu jest dla mnie ciężki – odzywa się cyklotrek na Pic du Thaillon. Powyżej wielkich parkingów odzyskuję jednak niespodziewanie wigor, nogi odzyskują świeżość, wraca automatyzm. W dobrym tempie pokonuje ostatni odcinek i… mam trudności by znaleźć jakieś miejsce do oparcia roweru. Nie ma tu żadnych kramów, ale tłum jak na Krupówkach. Na przełęczy spędzam jakieś 5 minut, a na zjeździe blokują mnie wciąż jeszcze liczne kampery. Zjeżdżają z zawrotną prędkością 20 km/h.

Temperatura znowu nie zamierza odpuszczać, a ja niestety zjechałem w okolice poziomicy 850. Przerywam zatem atak na kolejną przełęcz i nad rzeką l’Adour urządzam sobie wczesny obiadek. Korzystając z obecności rzeki robię też pranie. Po tym odpoczynku od morderczego słoneczka ruszam dalej. Col d’Aspin nie jest przełęczą trudną, nie wbija też w siodełko cudnością krajobrazów. Zapamiętam ją jednak na zawsze...
Na siodle przełęczy rozśmieszyło mnie spore zbiegowisko: zdobywcy cykali sobie fotki z krowami. Pomyślałem: co za dzbany, krów w Pirenejach nie widzieli? Z tego powodu tarasują przejazd? Postanowiłem jednak uwiecznić tych cudaków wraz ze stadkiem krów, tradycyjnym zdjątkiem na przełęczy. W tym momencie poczułem, że jakiś potwór połyka mi łydkę. To nie był przypadek – sprytna krasula traktowała ludzi wysoce przedmiotowo, jako mineralną lizankę. Uganiała się za każdym rowerzystą, który przystanął mokry od potu, przy tablicy z nazwą przełęczy. 

Podjazd na trzecią tego dnia przełęcz (Col de Peyresourde) był już pozbawiony kolorytu. Może i dobrze :)
Na zakończenie dnia pozostały mi poszukiwania dogodnego miejsca na biwak. Zmierzchało już gdy włamywałem się na łąkę. Otworzyłem ogrodzenie, wprowadziłem rower na skraj pięknej łąki i postawiłem namiot w miejscu niewidocznym z drogi. Działo się to nad wąwozem Larboust, na opłotkach Portet-de-Luchon. To był jeden z najciężej przepracowanych i najciekawszych dni mojego życia. Vive la France! Vive les Pyrénées!


Gdy spłynęły już kampery, czyli powyżej parkingów - jeszcze ciepłe napisy na asfalcie

Circus na Tourmalet

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa atrza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]