Dystans155.77 km Czas08:44 Vśrednia17.84 km/h VMAX56.38 km/h Podjazdy2025 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzień 3: Wpływ Oceanu
Nad ranem zderzenie z galicyjską pogodą – wszystko jest we mgle. Długo wygląda na to, że mnie zleje, ale ostatecznie Ocean się nade mną lituje i odpuszcza. Po południu chmury się rozstępują i dopuszczają do głosu mordercze hiszpańskie słoneczko. Potem głównie zaskakuje mnie galicyjski spokój i piękną, słoneczna, wręcz upalna pogoda na wybrzeżu. Gdy przebijam się przez tę galicyjską lesistą zieloność, na samym wybrzeżu spokój ustępuje tłumom klapkowiczów i ręcznikowców. Plaże są tu nieliczne (strome brzegi, skały), ale jak trafia się piaszczysta łacha to zachwyca pięknem. Wioski i miasteczka są tłumnie oblegane. Pojawiają się korki i rozgardiasz typowy dla polskich kurortów bałtyckich.
Pod koniec dnia dopada mnie potężne zmęczenie. Zrobiłem tyle samo co dzień wcześniej, ale pojawiło się już sporo podjazdów. Masyw Galicyjski schodzi tu aż do morza, wróć, aż do Oceanu. Gdy rozkładam namiot na nadatlantyckich błoniach, wśród sadów jabłkowych i nędznych poletek, towarzyszy mi cudowny zapach mięty i znacznie mniej cudowne bzyczenie komarów. Nie umiem się doczekać kolejnego dnia i wizyty na mitycznym krańcu Ziemi.
Typowy iberyjski kościół. Nawy zazwyczaj stare, ale wieże na jeden barokowy schemat...
Platformy do połowu małży, w tle Monte Louro, czyli malownicze riasowe wybrzeże w pigułce...
Nad ranem zderzenie z galicyjską pogodą – wszystko jest we mgle. Długo wygląda na to, że mnie zleje, ale ostatecznie Ocean się nade mną lituje i odpuszcza. Po południu chmury się rozstępują i dopuszczają do głosu mordercze hiszpańskie słoneczko. Potem głównie zaskakuje mnie galicyjski spokój i piękną, słoneczna, wręcz upalna pogoda na wybrzeżu. Gdy przebijam się przez tę galicyjską lesistą zieloność, na samym wybrzeżu spokój ustępuje tłumom klapkowiczów i ręcznikowców. Plaże są tu nieliczne (strome brzegi, skały), ale jak trafia się piaszczysta łacha to zachwyca pięknem. Wioski i miasteczka są tłumnie oblegane. Pojawiają się korki i rozgardiasz typowy dla polskich kurortów bałtyckich.
Pod koniec dnia dopada mnie potężne zmęczenie. Zrobiłem tyle samo co dzień wcześniej, ale pojawiło się już sporo podjazdów. Masyw Galicyjski schodzi tu aż do morza, wróć, aż do Oceanu. Gdy rozkładam namiot na nadatlantyckich błoniach, wśród sadów jabłkowych i nędznych poletek, towarzyszy mi cudowny zapach mięty i znacznie mniej cudowne bzyczenie komarów. Nie umiem się doczekać kolejnego dnia i wizyty na mitycznym krańcu Ziemi.
Typowy iberyjski kościół. Nawy zazwyczaj stare, ale wieże na jeden barokowy schemat...
Platformy do połowu małży, w tle Monte Louro, czyli malownicze riasowe wybrzeże w pigułce...
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.