Dystans152.81 km Czas07:43 Vśrednia19.80 km/h VMAX49.49 km/h Podjazdy1136 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzień 2: Portugalska rondoza
Po 5 h snu śniadanie z resztek i poranny sprint przez plątaninę przedmieść Porto do Decathlonu, celem zakupu butli. Piękna pogoda, spory ruch na drogach i cudowna portugalska roślinność. Ludzie mają cuda w ogrodach: araukarie, bananowce z kiściami bananów, pomarańcze, cytryny, pomelo oraz różne egzotyczne "słoniowe liście". Kilka razy eksploruje atlantyckie plaże, które mają piasek o ładnym kolorze, ale bardzo gruboziarnisty. Po drodze trafia się nawet element humorystyczny - Ristorante Gluteo. Nazwa nie zachęcała do posiłku...
Na koniec dnia przekraczam granicę z Hiszpanią i znajduję pierwszy nocleg w Galicji. Choć to nie jest strefa makii, to wszystko kłuje i rani. Rozbijam się oczywiście na dziko. W ruch wprawiam Opinela, bo pole biwakowe wymaga zabiegów deciernizujących (piękny neologizm, jestem dumny). Po chwili muszę zresztą zmienić miejscówkę, bo kundel zsąsiedniego gospodarstwa ujada jak szalony. pnę się w górę, mijam piękne, lite piaskowcowe monolity przypominające australijskie Uluru. Gdu otacza mnie wreszcie względny spokój i widok na drogę (rozbijam się na stoku) rozbijam namot wśród sosen. Tym razem nie muszę walczyć z kolcami. Gotuję pulpę i daję nura do śpiwora. Jest już po zmierzchu, ale wciąż jest ciepło. Z przeciwległej doliny dobiegają odgłosy pukawek. Hiszpańscy myśliwi wykorzystują resztki widności, ale gdy zaszywam się w namiocie, kanonada ustaje.
Starówka w Viana do Castelo. Portugalskie miasta jeśli miały już starówki to o ładnej, lekko kolonialnej zabudowie
Pocztówkowy widoki na ujście Rio Minho do Oceanu. Zabudowa schludna, ale zamiast okiennic wyłącznie rolety.
Po 5 h snu śniadanie z resztek i poranny sprint przez plątaninę przedmieść Porto do Decathlonu, celem zakupu butli. Piękna pogoda, spory ruch na drogach i cudowna portugalska roślinność. Ludzie mają cuda w ogrodach: araukarie, bananowce z kiściami bananów, pomarańcze, cytryny, pomelo oraz różne egzotyczne "słoniowe liście". Kilka razy eksploruje atlantyckie plaże, które mają piasek o ładnym kolorze, ale bardzo gruboziarnisty. Po drodze trafia się nawet element humorystyczny - Ristorante Gluteo. Nazwa nie zachęcała do posiłku...
Na koniec dnia przekraczam granicę z Hiszpanią i znajduję pierwszy nocleg w Galicji. Choć to nie jest strefa makii, to wszystko kłuje i rani. Rozbijam się oczywiście na dziko. W ruch wprawiam Opinela, bo pole biwakowe wymaga zabiegów deciernizujących (piękny neologizm, jestem dumny). Po chwili muszę zresztą zmienić miejscówkę, bo kundel zsąsiedniego gospodarstwa ujada jak szalony. pnę się w górę, mijam piękne, lite piaskowcowe monolity przypominające australijskie Uluru. Gdu otacza mnie wreszcie względny spokój i widok na drogę (rozbijam się na stoku) rozbijam namot wśród sosen. Tym razem nie muszę walczyć z kolcami. Gotuję pulpę i daję nura do śpiwora. Jest już po zmierzchu, ale wciąż jest ciepło. Z przeciwległej doliny dobiegają odgłosy pukawek. Hiszpańscy myśliwi wykorzystują resztki widności, ale gdy zaszywam się w namiocie, kanonada ustaje.
Starówka w Viana do Castelo. Portugalskie miasta jeśli miały już starówki to o ładnej, lekko kolonialnej zabudowie
Pocztówkowy widoki na ujście Rio Minho do Oceanu. Zabudowa schludna, ale zamiast okiennic wyłącznie rolety.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.