Dystans211.62 km Czas10:55 Vśrednia19.39 km/h VMAX58.03 km/h Podjazdy3328 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Lysa hora
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...
Chełm nad Goleszowem
Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej
Na szczycie
jw. - tłumy
Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)
Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany
Hamry i okolice - nad zalewem
jw. - tutaj był przynajmniej spokój
Wracałem przez Słowację: Czadca
Oszczadnica
Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...
Chełm nad Goleszowem
Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej
Na szczycie
jw. - tłumy
Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)
Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany
Hamry i okolice - nad zalewem
jw. - tutaj był przynajmniej spokój
Wracałem przez Słowację: Czadca
Oszczadnica
Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.