Dystans138.74 km Czas07:18 Vśrednia19.01 km/h VMAX56.28 km/h Podjazdy1588 m
Temp.16.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Przez beskidzkie przełączki do Jaworzna
Nadszedł czas podnieść poprzeczkę. Ruszyłem zatem do Żywca korzystając z pociągu na który polowałem od dawna (na Zwardoń, z Zawiercia...). Po drodze, zza szyby, podziwiałem lokalny Mount Blanc, czyli ośnieżone Skrzyczne. Już od Żywca było ciepło a podjazd na przeł. U Poloka (613) spowodował, że pozbyłem się kurtki. Pierwsze prawdziwe emocje trasa zafundowała mi w Przyborowie - mijałem malowniczy pochód Świadków Jehowy. Chwile zgrozy przeżyłem na odcinku Koszarawa - Lachowice. Droga z przeł. Granica (648) jest coraz gorsza: nieomal nie straciłem całego koła, tak mocno walnąłem w dziurę niewidoczną w światłocieniu...
W Lachowicach dotarłem na cmentarz choleryczny, próbując bezskutecznie przedostać się na Bacową Przełączkę. By to sobie powetować - i zaliczyć jakiś cyklotrek - wybrałem drogę na przysiółek Gancarzyki i Sochy. Na mapie wyglądało to jak wzorcowy interwał. W praktyce nie zgadzała się jedynie nawierzchnia (na mapie asfalt do końca, w praktyce kończący się przed najstromszą ścianką). Na asfalcie było w kilku miejscach 15%, które dzielnie wjechałem (przy nieludzkich, jak to o tej porze roku, sapaniach), przeplatały się te ścianki z całkowitymi wypłaszczeniami, ale finał dał wysmienite 21% na 100 m - niestety na drodze gruntowej: tutaj się poddałem i prowadziłem... Potem postawiłem rower przy ścieżce i wyruszyłem zdobyć z buta Wierchy (580), gdzie na szczycie był ołtarz, ławki i błogi spokój, mącony zapewne czasem przez kładowców i innych prymitywów (wnosząc po śladach). Od osiedla Sochy wróciłem na łono cywilizacji. Potem przez przełączki: Śleszowicką (424) i Zapusta (380) zjechałem do doliny Wisły i w ostatnim etapie zaliczyłem podjazdki Garbu Tęczyńskiego i Pagóry Jaworznickie...
Na rynku w Chrzanowie kawki polowały na papierki po lodach: znak to widomy sezonu lęgowego :)
Był to bardzo udany, słoneczny dzień. Wyśrubowałem nowe rekordy anno domini 2019: pokonane 15% przewyższenia, ponad 1500 m podjazdów na trasie i niebotyczna wysokość 648 m n.p.m. Po lasach zoczyłem kwitnące lepiężniki, po wsiach forscycje. W awifaunie bez nowych obserwacji...
Przejedziem Sołę, by pierwszą przełączkę atakować z mozołem :)
W drodze do Jeleśni
Cudny widoczek z podjazdu na Krzeszów (na Pasmo Babiogórskie)
Świnna Poręba
Jeden z najpiękniejszych widoków Pogórza Wielickiego - "Dolina bez nazwy" - w drodze na przeł. Zapusta. Po raz pierwszy byłem tu zanim buczki nabrały zieleni.
Wisła w Łączanach. Ostatnia rzeka z trio Soła-Skawa-Wisła jakie musiałem przebyć na tej trasie.
Mapa:
Nadszedł czas podnieść poprzeczkę. Ruszyłem zatem do Żywca korzystając z pociągu na który polowałem od dawna (na Zwardoń, z Zawiercia...). Po drodze, zza szyby, podziwiałem lokalny Mount Blanc, czyli ośnieżone Skrzyczne. Już od Żywca było ciepło a podjazd na przeł. U Poloka (613) spowodował, że pozbyłem się kurtki. Pierwsze prawdziwe emocje trasa zafundowała mi w Przyborowie - mijałem malowniczy pochód Świadków Jehowy. Chwile zgrozy przeżyłem na odcinku Koszarawa - Lachowice. Droga z przeł. Granica (648) jest coraz gorsza: nieomal nie straciłem całego koła, tak mocno walnąłem w dziurę niewidoczną w światłocieniu...
W Lachowicach dotarłem na cmentarz choleryczny, próbując bezskutecznie przedostać się na Bacową Przełączkę. By to sobie powetować - i zaliczyć jakiś cyklotrek - wybrałem drogę na przysiółek Gancarzyki i Sochy. Na mapie wyglądało to jak wzorcowy interwał. W praktyce nie zgadzała się jedynie nawierzchnia (na mapie asfalt do końca, w praktyce kończący się przed najstromszą ścianką). Na asfalcie było w kilku miejscach 15%, które dzielnie wjechałem (przy nieludzkich, jak to o tej porze roku, sapaniach), przeplatały się te ścianki z całkowitymi wypłaszczeniami, ale finał dał wysmienite 21% na 100 m - niestety na drodze gruntowej: tutaj się poddałem i prowadziłem... Potem postawiłem rower przy ścieżce i wyruszyłem zdobyć z buta Wierchy (580), gdzie na szczycie był ołtarz, ławki i błogi spokój, mącony zapewne czasem przez kładowców i innych prymitywów (wnosząc po śladach). Od osiedla Sochy wróciłem na łono cywilizacji. Potem przez przełączki: Śleszowicką (424) i Zapusta (380) zjechałem do doliny Wisły i w ostatnim etapie zaliczyłem podjazdki Garbu Tęczyńskiego i Pagóry Jaworznickie...
Na rynku w Chrzanowie kawki polowały na papierki po lodach: znak to widomy sezonu lęgowego :)
Był to bardzo udany, słoneczny dzień. Wyśrubowałem nowe rekordy anno domini 2019: pokonane 15% przewyższenia, ponad 1500 m podjazdów na trasie i niebotyczna wysokość 648 m n.p.m. Po lasach zoczyłem kwitnące lepiężniki, po wsiach forscycje. W awifaunie bez nowych obserwacji...
Przejedziem Sołę, by pierwszą przełączkę atakować z mozołem :)
W drodze do Jeleśni
Cudny widoczek z podjazdu na Krzeszów (na Pasmo Babiogórskie)
Świnna Poręba
Jeden z najpiękniejszych widoków Pogórza Wielickiego - "Dolina bez nazwy" - w drodze na przeł. Zapusta. Po raz pierwszy byłem tu zanim buczki nabrały zieleni.
Wisła w Łączanach. Ostatnia rzeka z trio Soła-Skawa-Wisła jakie musiałem przebyć na tej trasie.
Mapa:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.