Dystans104.23 km Czas05:41 Vśrednia18.34 km/h Podjazdy369 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Odwrót
Prognozy były złe, bardzo złe. Wszystko wskazywało na potężny front burzowy. Tymczasem ja, po tylu dniach noclegowego survivalu (ponad trzy tygodnie bez prysznica, nie licząc tego z butelki) nie zamierzałem przeżywać deja vu trudnych sztormowych początków na Litwie (w połowie lipca). Nie miałem też motywacji - ta kończyła się na Kozienicach, które odwiedziłem tylko raz, w dodatku w całkowitej ciemności, w czasie mojego rajdu do Nałęczowa (koniec maja 2013). Chciałem w tychże Kozienicach własnoocznie podziwiać najstarszy świecki monument okolicznościowy, wystawiony w dawnej Rzeczypospolitej a upamiętniający narodziny "króla-dojutrka" Zygmunta II Augusta - ostatniego z Jagiellonów. Ponadto większe emocje wzbudzały we mnie Maciejowice - tu zakończyła się kariera Kościuszki - oraz przeprawa promowa na Wiśle, w Świerżach.
[Elektrownia Kozienice z rejonu przeprawy na Wiśle w Świerżach]
Zacząłem jednak dzień od przejazdu przez poranne Górzno i traumatycznych zmagań z krajową "17" na przedpolu Garwolina, przerabianą zresztą na ekspresówkę i funkcjonującą z wyłączoną jedną nitką (tym samym mimo wczesnej godziny, sporym ruchem). Zaliczyłem niestety dłuższy odcinek tą drogą, bo zjazd na Łaskarzew okazał się możliwy dopiero we wsi Gąsów.
[Łaskarzew, rynek]
Gdy - po dłuższym czekaniu (przyjechałem nieco za szybko na prom) - udało mi się ostatecznie i nieodwołalnie przeprawić przez Wisłę, dotarłem pod pałac w Kozienicach. Dotarłem tam jadąc bocznymi, ustronnymi drogami przez jakieś Holendry i Cudowy. Pod monumentem Zygmunta Augusta postanowiłem nie walczyć z żywiołem, tylko pierzchnąć i odłożyć Ponidzie na później (wzorowałem się na królu Zygmuncie II).
Zdecydowałem się skierować na Pionki i ostatecznie na stacji Jedlnia Kościelna wsiadłem do pociągu KM na Radom. Tamże przesiadłem się na Skarżysko i dalej na Kielce. Dopiero w Kielcach zafundowałem sobie dłuższą przejażdżkę, bo do pociągu na Katowice dzieliły mnie dwie godziny. Pozwiedzałem śródmieście, odwiedziłem biedronkę i pociągiem "Ostaniec" dotarłem do Katowic. Już w Kielcach zaczęło padać, z Katowic do Chorzowa jechałem w ulewie, ale na ostatnich kilometrach przed domem nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
No cóż, pierwotnie zamierzałem wracać przez Świety Krzyż i Ponidzie, ale ten niedosyt odbiłem sobie już po dwóch dniach :)
To co zobaczyłem kilka dni później na Ponidziu świadczyło o prawdziwym niedzielnym potopie. Całe szczęście, że niedzielę spędziłem już w domu (szkoda zdrowia!).
Kielce, rynek
[Elektrownia Kozienice z rejonu przeprawy na Wiśle w Świerżach]
Zacząłem jednak dzień od przejazdu przez poranne Górzno i traumatycznych zmagań z krajową "17" na przedpolu Garwolina, przerabianą zresztą na ekspresówkę i funkcjonującą z wyłączoną jedną nitką (tym samym mimo wczesnej godziny, sporym ruchem). Zaliczyłem niestety dłuższy odcinek tą drogą, bo zjazd na Łaskarzew okazał się możliwy dopiero we wsi Gąsów.
[Łaskarzew, rynek]
Gdy - po dłuższym czekaniu (przyjechałem nieco za szybko na prom) - udało mi się ostatecznie i nieodwołalnie przeprawić przez Wisłę, dotarłem pod pałac w Kozienicach. Dotarłem tam jadąc bocznymi, ustronnymi drogami przez jakieś Holendry i Cudowy. Pod monumentem Zygmunta Augusta postanowiłem nie walczyć z żywiołem, tylko pierzchnąć i odłożyć Ponidzie na później (wzorowałem się na królu Zygmuncie II).
Zdecydowałem się skierować na Pionki i ostatecznie na stacji Jedlnia Kościelna wsiadłem do pociągu KM na Radom. Tamże przesiadłem się na Skarżysko i dalej na Kielce. Dopiero w Kielcach zafundowałem sobie dłuższą przejażdżkę, bo do pociągu na Katowice dzieliły mnie dwie godziny. Pozwiedzałem śródmieście, odwiedziłem biedronkę i pociągiem "Ostaniec" dotarłem do Katowic. Już w Kielcach zaczęło padać, z Katowic do Chorzowa jechałem w ulewie, ale na ostatnich kilometrach przed domem nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
No cóż, pierwotnie zamierzałem wracać przez Świety Krzyż i Ponidzie, ale ten niedosyt odbiłem sobie już po dwóch dniach :)
To co zobaczyłem kilka dni później na Ponidziu świadczyło o prawdziwym niedzielnym potopie. Całe szczęście, że niedzielę spędziłem już w domu (szkoda zdrowia!).
Kielce, rynek
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.