Dystans206.14 km Czas09:23 Vśrednia21.97 km/h VMAX40.40 km/h Podjazdy596 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Parówkowa dwusetka
Tradycyjnie plan nie został zrealizowany.
Rano było zimno i wilgotno, choć nie padało. Za Ujazdem posłuszeństwa odmówiła mi manetka lewej przerzutki (przedniej). Może to i dobrze, bo do tego momentu jechałem na dużym blacie a tak przynajmniej oszczędzałem kolana :)
Widoczność była dramatyczna - przejeżdżałem przy Górze św. Anny i jej nie widziałem (ledwo zarys). Widziałem za to pierwszą pliszkę i festiwal sprzątania chodników przed Krapkowicami.
Panowie domu jak jeden mąż wygonieni zostali górnośląskim zwyczajem przed płoty, by pedantycznie oczyszczać otoczenie zagrody z piasku przy pomocy potężnych mioteł. Ordnung must sein! Przy niewielkim ruchu i poprawiającej się aurze dotarłem tym samym do Oppeln.
Gdy przejechałem starówkę, na drodze 454 (kierunek Namslau) czekały mnie nie lada wyzwania. Jakaś nowa obwodnica, zakaz dla rowerów. Na szczęście miałem dokładny stadtplan i nie dałem wyprowadzić się w (O)pole. Było jednak dziwnie: rondka na środku nigdzie, absurdalne nakazy jazdy dla rowerzystów po ścieżkach wiodących do nikąd... Trafiłem nawet na podziemną śluzę dla rowerów...
Uświadomiłem sobie tym samym jak dawno nie jechałem na Czarnowanz. Gdy droga nr 454 wróciła w swoje stare, zerodowane koryto, zaczęły się ciągnące się wzdłuż niej pseudościeżki i megaścieżki rowerowe. Pseudościeżki miały 1,5 metra szerokości i były - na starej śląskiej ziemi! - wykonane z rdzennie polskiego betbruku. Co jakiś czas objawiały się jednak - zazwyczaj z zaskoczenia - doskonałe jakościowo i szerokie ścieżki asfaltowe.
W tej scenerii dotarłem do Alt Schalkowitz (Str. Siołkowic) i zdołałem tamże znaleźć opuszczone gospodarstwo, co uratowało mnie przed ze*raniem się na środku wsi. Parówki urodzinowe z 18 i 19 marca dały o sobie znać dopiero 22 marca (czw), teraz nastąpił epizod II. Na szczęście zdążyłem. Miałem też Laremid.
Za Poppelau (19,7% Niemców, 2,5% Ślązków, czyli autochtonów łącznie 22,2%) zabudowa zrobiła się bardziej zróżnicowana. Obok typowo brzydkich polskich "pałacyków" i pustakowców pojawiały się okazałe i zrujnowane domy poniemieckie. Tak było m.in. w Stobrawie, Kościerzycach i Bystrzycy.
Jeszcze przed zachodem zameldowałem się w Oławie. Uzupełniłem zapasy w Biedronce i mając jeszcze 1,5 h do pociągu ruszyłem przez Kottwitz do Sambowitz.
Już w pociągu zastała mnie radosna wieść: rower w przewozach regio kosztuje w tym roku10 zł! Brawo wy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
---
Album: google+
---
Tradycyjnie plan nie został zrealizowany.
Rano było zimno i wilgotno, choć nie padało. Za Ujazdem posłuszeństwa odmówiła mi manetka lewej przerzutki (przedniej). Może to i dobrze, bo do tego momentu jechałem na dużym blacie a tak przynajmniej oszczędzałem kolana :)
Widoczność była dramatyczna - przejeżdżałem przy Górze św. Anny i jej nie widziałem (ledwo zarys). Widziałem za to pierwszą pliszkę i festiwal sprzątania chodników przed Krapkowicami.
Panowie domu jak jeden mąż wygonieni zostali górnośląskim zwyczajem przed płoty, by pedantycznie oczyszczać otoczenie zagrody z piasku przy pomocy potężnych mioteł. Ordnung must sein! Przy niewielkim ruchu i poprawiającej się aurze dotarłem tym samym do Oppeln.
Gdy przejechałem starówkę, na drodze 454 (kierunek Namslau) czekały mnie nie lada wyzwania. Jakaś nowa obwodnica, zakaz dla rowerów. Na szczęście miałem dokładny stadtplan i nie dałem wyprowadzić się w (O)pole. Było jednak dziwnie: rondka na środku nigdzie, absurdalne nakazy jazdy dla rowerzystów po ścieżkach wiodących do nikąd... Trafiłem nawet na podziemną śluzę dla rowerów...
Uświadomiłem sobie tym samym jak dawno nie jechałem na Czarnowanz. Gdy droga nr 454 wróciła w swoje stare, zerodowane koryto, zaczęły się ciągnące się wzdłuż niej pseudościeżki i megaścieżki rowerowe. Pseudościeżki miały 1,5 metra szerokości i były - na starej śląskiej ziemi! - wykonane z rdzennie polskiego betbruku. Co jakiś czas objawiały się jednak - zazwyczaj z zaskoczenia - doskonałe jakościowo i szerokie ścieżki asfaltowe.
W tej scenerii dotarłem do Alt Schalkowitz (Str. Siołkowic) i zdołałem tamże znaleźć opuszczone gospodarstwo, co uratowało mnie przed ze*raniem się na środku wsi. Parówki urodzinowe z 18 i 19 marca dały o sobie znać dopiero 22 marca (czw), teraz nastąpił epizod II. Na szczęście zdążyłem. Miałem też Laremid.
Za Poppelau (19,7% Niemców, 2,5% Ślązków, czyli autochtonów łącznie 22,2%) zabudowa zrobiła się bardziej zróżnicowana. Obok typowo brzydkich polskich "pałacyków" i pustakowców pojawiały się okazałe i zrujnowane domy poniemieckie. Tak było m.in. w Stobrawie, Kościerzycach i Bystrzycy.
Jeszcze przed zachodem zameldowałem się w Oławie. Uzupełniłem zapasy w Biedronce i mając jeszcze 1,5 h do pociągu ruszyłem przez Kottwitz do Sambowitz.
Już w pociągu zastała mnie radosna wieść: rower w przewozach regio kosztuje w tym roku10 zł! Brawo wy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
---
Album: google+
---
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.