Dystans235.86 km Czas11:33 Vśrednia20.42 km/h Podjazdy847 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dolnośląski klasyk
Trasa: wg bikestats + dojazd i powrót z chorzowskich stacji (Chorzów Batory i Chorzów Miasto)...
21 nowych gmin
Trasa: wg bikestats + dojazd i powrót z chorzowskich stacji (Chorzów Batory i Chorzów Miasto)...
21 nowych gmin
Na początku był bruk i ciemność. Wysiadłem na stacji w Zebrzydowej
około 22:30, zanim się zorientowałem i wyjechałem z brukowanych uliczek, zanim
uwieczniłem słabo oświetlony zamek w Kliczkowie i wysłuchałem pijackich
przekomarzań gości była 23:30. Zanim zameldowałem się na olśniewająco wręcz oświetlonym
rynku w Bolesławcu było tuż po północy. Wyjątkowo zatem za datę wycieczki
uznaję niedzielę 11 czerwca (90% trasy), ignorując początek osadzony w ostatnich
tchnieniach soboty.
We wsi Tomisław miejscowy kibic sikając do czyjegoś ogródka wychwalał biało-czerwonych, domyśliłem się zatem pozytywnego wyniku meczu Polska-Rumunia. Wcześniej w pociągu było spokojnie, z wyjątkiem odcinka Wrocław – Zebrzydowa, który opanowały tłumy. Cała Legnica i okolica wracały z Wrocka… W każdym razie przeczytałem w tzw. międzyczasie sporo wynurzeń o pchłach, plotkach i ewolucji języka (autorstwa Robina Dunbara).
W Chojnowie dopadł mnie smutek, bo miasto brzydkie w sumie, bez błysku, z blokami na rynku. W Legnicy było dużo gorzej. Najpierw skoczyła mi adrenalina, gdy odkryłem że nie dostanę się drogą nr 94 do centrum miasta, bo budowa drogi S-3 wymusiła zerwanie połączeń drogowych. Ostatecznie Legnica wypadła słabiej niż z samochodu przed laty. Zaliczyłem przejazd przez całe miasto od deski do deski, łącznie z rozlazłymi osiedlami "Kopernika" i "Piekary" oraz ich dziwnym systemem ścieżek rowerowych (dobre nawierzchnie i żałosne uskoki krawężnikowe). Gdy wydostałem się z tej przeklętej Legnicy odkryłem że drogi w gminach okolicznych są tragicznej jakości. Właśnie na tym upiedliwym odcinku brało mnie spanie. Polskie łatańce bułowate świetnie jednak wybudzają z porannego odrętwienia. Trzęsawisko było przednie bo poluzowały mi się śruby w bagażniku! W tak niesprzyjających okolicznościach toczyłem się aż do okolic Brzegu Dolnego. Tuż przed miastem mogłem dziwić się idealnej nawierzchni drogowej megainwestycji z ciągiem ekranów akustycznych w środku pola, ale też świetną równoległą ścieżką rowerową (szeroką, asfaltową) i wygodnym przejazdem przez most nad Odrą.
Gdy nabrałem ochoty na więcej pozytywnych zaskoczeń wyszło jak zwykle. Do końca trasy nie zobaczyłem już nic ciekawego, w Urazie wręcz doznałem urazu na widok zakazów zbliżania się do ruin zamku i odpowiednich zabezpieczeń. W gminach Wisznia Mała i Długołęka pomimo usilnych starań i meandrowania trasą przejazdu jedynym pozytywnym zaskoczeniem był fakt istnienia ścieżki rowerowej wzdłuż drogi krajowej nr 5. Zrobiło się już - jak dla mnie - nieco za ciepło. W stolicy gminy Długołęka zjadłem przed odjazdem pierogi, wcześniej przejeżdżałem przez Szczodre znane z afery siuśmajtkowej (młoda przedszkolanka zastraszała i przezywała 6-latków).
Najładniejsze doznania po drodze miałem na cudownie oświetlonym nocą rynku bolesławieckim, w spokojnym centrum Prochowic ujmujących ładnym rynkiem i oryginalną zabudową oraz przy pałacu w Brzegu Dolnym.
W zasadzie miałem zahaczyć jeszcze o Trzebnicę w drodze powrotnej, ale już o drugiej w nocy miałem olbrzymie kłopoty z biegunką, którą prawdopodobnie sam sprowokowałem pociągowym posiłkiem (niefortunne połączenie potraw). Problemy ciągnęły się do godz. 10 rano. Znacznie wpłynęły na moją średnią prędkość i czas przejazdu...
Zamek w Kliczkowie (jeszcze sobota, fot. z ręki)
Magiczne podświetlenie kamienic na rynku w Bolesławcu
Zamek w Chojnowie
Świt w Legnicy
Z cyklu "dziwne nazwy gmin"
Uroczy rynek w uroczych Prochowicach (właściwie Prachwicach)
Brukowy odcinek Kwiatkowice - Rogów Legnicki (do Legnicy stąd kawałek jest) w drodze do Malczyc
Środa Śląska troche mnie zawiodła, zza szyby prezentowała się kiedyś lepiej. W drodze do Środy mijałem Malczyce z trupem fabryki celulozy słomowej, smutny to widok :(
Sielankowo w Brzegu Dolnym
Ładne gotyckie kształty kościoła w Ozorowicach (gm. Wisznia Miała)
Kościół w Długołęce. Nieopodal jadłem pierogi.
We wsi Tomisław miejscowy kibic sikając do czyjegoś ogródka wychwalał biało-czerwonych, domyśliłem się zatem pozytywnego wyniku meczu Polska-Rumunia. Wcześniej w pociągu było spokojnie, z wyjątkiem odcinka Wrocław – Zebrzydowa, który opanowały tłumy. Cała Legnica i okolica wracały z Wrocka… W każdym razie przeczytałem w tzw. międzyczasie sporo wynurzeń o pchłach, plotkach i ewolucji języka (autorstwa Robina Dunbara).
W Chojnowie dopadł mnie smutek, bo miasto brzydkie w sumie, bez błysku, z blokami na rynku. W Legnicy było dużo gorzej. Najpierw skoczyła mi adrenalina, gdy odkryłem że nie dostanę się drogą nr 94 do centrum miasta, bo budowa drogi S-3 wymusiła zerwanie połączeń drogowych. Ostatecznie Legnica wypadła słabiej niż z samochodu przed laty. Zaliczyłem przejazd przez całe miasto od deski do deski, łącznie z rozlazłymi osiedlami "Kopernika" i "Piekary" oraz ich dziwnym systemem ścieżek rowerowych (dobre nawierzchnie i żałosne uskoki krawężnikowe). Gdy wydostałem się z tej przeklętej Legnicy odkryłem że drogi w gminach okolicznych są tragicznej jakości. Właśnie na tym upiedliwym odcinku brało mnie spanie. Polskie łatańce bułowate świetnie jednak wybudzają z porannego odrętwienia. Trzęsawisko było przednie bo poluzowały mi się śruby w bagażniku! W tak niesprzyjających okolicznościach toczyłem się aż do okolic Brzegu Dolnego. Tuż przed miastem mogłem dziwić się idealnej nawierzchni drogowej megainwestycji z ciągiem ekranów akustycznych w środku pola, ale też świetną równoległą ścieżką rowerową (szeroką, asfaltową) i wygodnym przejazdem przez most nad Odrą.
Gdy nabrałem ochoty na więcej pozytywnych zaskoczeń wyszło jak zwykle. Do końca trasy nie zobaczyłem już nic ciekawego, w Urazie wręcz doznałem urazu na widok zakazów zbliżania się do ruin zamku i odpowiednich zabezpieczeń. W gminach Wisznia Mała i Długołęka pomimo usilnych starań i meandrowania trasą przejazdu jedynym pozytywnym zaskoczeniem był fakt istnienia ścieżki rowerowej wzdłuż drogi krajowej nr 5. Zrobiło się już - jak dla mnie - nieco za ciepło. W stolicy gminy Długołęka zjadłem przed odjazdem pierogi, wcześniej przejeżdżałem przez Szczodre znane z afery siuśmajtkowej (młoda przedszkolanka zastraszała i przezywała 6-latków).
Najładniejsze doznania po drodze miałem na cudownie oświetlonym nocą rynku bolesławieckim, w spokojnym centrum Prochowic ujmujących ładnym rynkiem i oryginalną zabudową oraz przy pałacu w Brzegu Dolnym.
W zasadzie miałem zahaczyć jeszcze o Trzebnicę w drodze powrotnej, ale już o drugiej w nocy miałem olbrzymie kłopoty z biegunką, którą prawdopodobnie sam sprowokowałem pociągowym posiłkiem (niefortunne połączenie potraw). Problemy ciągnęły się do godz. 10 rano. Znacznie wpłynęły na moją średnią prędkość i czas przejazdu...
Zamek w Kliczkowie (jeszcze sobota, fot. z ręki)
Magiczne podświetlenie kamienic na rynku w Bolesławcu
Zamek w Chojnowie
Świt w Legnicy
Z cyklu "dziwne nazwy gmin"
Uroczy rynek w uroczych Prochowicach (właściwie Prachwicach)
Brukowy odcinek Kwiatkowice - Rogów Legnicki (do Legnicy stąd kawałek jest) w drodze do Malczyc
Środa Śląska troche mnie zawiodła, zza szyby prezentowała się kiedyś lepiej. W drodze do Środy mijałem Malczyce z trupem fabryki celulozy słomowej, smutny to widok :(
Sielankowo w Brzegu Dolnym
Ładne gotyckie kształty kościoła w Ozorowicach (gm. Wisznia Miała)
Kościół w Długołęce. Nieopodal jadłem pierogi.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.